Ci, którzy śledzą mnie na Facebooku, wiedzą, że ostatnio wybrałam się do Krościenka i wiedzą też, dlaczego tak się stało.
A to wszystko, co się stało, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Niezwykle miłym zaskoczeniem. Nie, to nie do końca tak… Brakuje mi nawet słów, aby oddać emocje ostatniego tygodnia.

W każdym razie, za sprawą absolutnie niesamowitej, wyjątkowej, wspaniałej kobietyGrażyny prowadzącej profil Aleja Marzeń i Słów, nastąpiła we mnie cała reakcja łańcuchowa różnych przemyśleń, wrażeń i zmian. Nie będę o nich pisać, bo są zbyt osobiste, a poza tym, nie tego ten wpis dotyczy.

Grażyna przyjechała aż znad morza, aby przejść się po Szlaku Kingi i zobaczyć miejsca akcji powieści.
Codziennie wrzucała piękne i wzruszające filmiki z tych spacerów, więc, jeśli jeszcze ich nie widzieliście, to zajrzyjcie koniecznie!
I, oglądając te filmiki, zapragnęłam również znaleźć się w Krościenku. Ale znaleźć się tak naprawdę, bo muszę przyznać, że bywam w nim często, ale już od dawna nie w celach, powiedzmy: literacko-turystycznych.

Ta wyprawa dostarczyła mi niesamowitych emocji, z których największe były przy spotkaniu starszego pana sprzedającego w okienku “Lody u Marysi”.
Myślałam, że zniknął on razem ze starym wyglądem Rynku (jakiś czas temu, już po publikacji “Szlaku Kingi”, Rynek w Krościenku przeszedł gruntowną rewitalizację), tymczasem niezawodna Grażyna odnalazła tego pana (“Lody u Marysi” znajdują się obecnie po przeciwnej stronie Rynku) i do tego… Do tego obiecała mu, że ja go odwiedzę! 

Sama pewnie bym się na to nie odważyła, trochę bym się wstydziła, nie wiedząc, jak pan może zareagować, ale będąc zapowiedzianą przez Grażynę, nie miałam już wyjścia 🙂
I było to jedno z najbardziej wzruszających spotkań, jakie pamiętam (drugie, jakie pamiętam, to oczywiście spotkanie z Grażyną i jej przesympatycznym mężem 🙂 ). Niestety nie zostało ono uwiecznione na zdjęciu, bo emocje były tak wielkie, że nawet o tym nie pomyślałam.

Drugą kluczową, budzącą wielkie emocje kwestią było dla mnie to, jak zmieniła się kapliczka św. Kingi, czyli najważniejsze miejsce z mojej powieści!
Nie miałam pojęcia, że niedawno przeszła ona gruntowną rewitalizację i obecnie wygląda nieco inaczej niż opisywałam to w książce.

Kiedyś…

Rok 2017.

 

I obecnie:

Bardzo mnie to cieszy, bo – jak możecie zobaczyć na moich starszych fotkach – zdecydowanie wymagała już remontu. Do tego w kapliczce pojawiła się absolutnie wspaniała nowa figura! Po prostu mnie zauroczyła i teraz szukam jakiegoś artysty-rzeźbiarza, który mógłby taką dla mnie wykonać (jeśli jakimś cudem czyta to artysta-rzeźbiarz, który dodatkowo ma obecnie wolny czas, to niech koniecznie daje znać 😉 ).

Nowa figura św. Kingi w odrestaurowanej kapliczce.

 

Stara figura i wnętrze kapliczki sprzed renowacji.

 

Do tego pojawiła się bardzo solidna bariera (Kinga już by nie mogła spaść i Szymon nie miałby okazji jej uratować), przybyło więcej schodków, a cała okolica kapliczki została uporządkowana (pamiętacie, że w książce pisałam, że miejsce było zarośnięte i od dawna niepielęgnowane? Bo tak w istocie kiedyś było).

Rok… tak po swoim wyglądzie i długości włosów myślę, że coś około 1996. Jak widzicie, wtedy nie było żadnej bariery wokół kapliczki.

 

Rok 2017, gdy pojechałam do Krościenka zbierać inspirację do napisania “Szlaku Kingi”. Bariera już była, ale mało solidna 😉 A sama kapliczka znikała w gąszczu roślin.

 

Rok 2018, “Szlak Kingi” pod najważniejszym miejscem swojej akcji 🙂

 

Rok 2023 – kapliczka po rewitalizacji.

 

A jednak, jak zawsze w beczce miodu musi być i łyżka dziegciu… Ponieważ mój ukochany wiersz, który znam na pamięć jakoś od szóstego roku życia, czyli od 35ciu lat, obecnie…
No, właśnie, sama nie wiem co…
Pisałam już w tej sprawie do pani inspektor od ochrony zabytków, która była zaangażowana w rewitalizację kapliczki, lecz – póki co – nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, więc nie znam prawdziwego wyjaśnienia, mogę tylko przypuszczać…

Nowy tekst wiersza, który znajduje się obecnie w odnowionej kapliczce

 

Stary tekst wiersza, który był w kapliczce przez dziesięciolecia (moja mama również go pamięta ze swojej młodości).

 

Nowa (a może – bardzo stara?) forma wiersza nie budzi już takiego zachwytu jak poprzednia, ta, którą przytaczałam w “Szlaku Kingi”. Szczególnie brakuje mi tego pięknego zakończenia: “Daj nam cnoty starodawne/ skromne życie, zgodność w pracy/ aby z Bogiem zjednoczeni/ w zgodzie żyli tu Polacy”.
Patrząc na obecny zapis tekstu (z licznymi błędami ortograficznymi), podejrzewam, że przy okazji rewitalizacji kapliczki być może odszukano “najpierwszą” formę tego wiersza, stworzoną przez ówczesnych budowniczych czy mieszkańców osady, którą później ktoś poddał redakcji.
Nie wiem. Każdy pewnie będzie miał swoje zdanie, ale ja mówię wprost, że akurat ta zmiana mi się nie podoba.

Jest także sporo innych zmian, choć i tak, patrząc na to, jak dookoła nas wciąż wszystko ulega zmianom, to mogę śmiało powiedzieć, że – na szczęście! – w Krościenku i tak najmniej.

Brakuje już oznaczenia na skale nieopodal zerwanego mostu, dokąd sięgała woda podczas wielkiej powodzi w 1934 roku (a przynajmniej mnie tego oznaczenia nie udało się wypatrzyć).
Pojawiły się za to bardzo fajne tablice informacyjne. Dowiedziałam się z nich czegoś, czego dotąd nie wiedziałam (a myślałam, że o tej drodze wiem wszystko 😉 ) i… A nie będę Wam mówić, bo mam pewne plany i jak wypalą, to wtedy się dowiecie 😀

A co się nie zmieniło, to tablica z ławeczką na początku szlaku. Odkąd pamiętam, to miejsce wygląda tak samo i… na marginesie powiem Wam, że to chyba miejsce, w którym mam najwięcej zdjęć ze wszystkich miejsc na świecie 😉 Nie pokazuję tu wszystkich, bo musiałabym przeszukać zbyt wiele pudeł, ale tych kilka, które na szybko znalazłam.

Rok… około 1994

 

Rok… około 1997

 

Rok 2017

 

Rok 2018

 

Rok 2023.

 

Na koniec nieco smutna sprawa, bo odkryłam (a właściwie wcześniej odkryła to Grażyna, potem ja zobaczyłam na własne oczy), że domek, który był dla mnie pierwowzorem domku Cecylii Zielak (babci Szymona), ten, w którym za dziecka spędzałam każde wakacje, stoi opuszczony i zarośnięty 🙁

Tak wyglądała weranda tego domku jakieś 30 lat temu. Po lewej – moja babcia, po prawej – ja i pies 😉

 

Ale, żeby nie było tak smutno, to zdradzę Wam, że ta podróż – do miejsca, które przecież dobrze znam i często przez nie przejeżdżam, a które za sprawą Grażyny odkryłam jakby na nowo, przyniosła mi nowy pomysł… Jeśli uda mi się go zrealizować, to pierwsi się dowiecie 😀

A jeśli kogoś interesuje więcej informacji na temat rewitalizacji kapliczki, to podrzucam Wam link do artykułu na ten temat: https://gazetakrakowska.pl/pieniny-odrestaurowali-kapliczke-sw-kingi-pojawila-sie-takze-nowa-figura-swietej-zdjecia/ar/c1-17590101

P.S. Myślę, że za jakiś czas znowu wybiorę się do Krościenka (tym bardziej, że mam teraz konkretny cel), bo tym razem towarzyszyło mi tak wiele gwałtownych emocji, że nie nie byłam w stanie wszystkiego na spokojnie ogarnąć, a do tego upał nie sprzyjał dalekim spacerom. Tymczasem zostawiam Was z młodszą wersją mojej osoby… oczywiście na Szlaku Kingi 😉