W poprzednim wpisie opowiadałam Wam o naszej podróży po miejscach akcji “Babskiego lata” – TUTAJ, a teraz miejsce, które w książce się nie pojawiło, ale znajduje się w pobliżu poprzednich miejscówek, niedaleko Staszowa, na pięknej Ziemi Świętokrzyskiej.

Klasztor w Rytwianach, bo o nim mowa, zrobił na mnie wrażenie miejsca mistycznego. Jedzie się do niego przez przepiękny las ( a ja, jako że nie mam na swoim terenie lasów liściastych, zawsze się zachwycam, kiedy gdzieś na takie natrafię), co pozwala jakby zostawić cały współczesny świat za sobą.

Trafiając do Pustelni Złotego Lasu, bo taką nazwę nosi klasztor, trafiamy jakby do innego świata i innego czasu. Albo poza czas, bo będąc tam, czułam się, jakby czas przestał płynąć.

Napis na tablicy przy wejściu głosi regułę klasztoru: milczenie, modlitwa, samotność – i tak myślę, że są to sprawy, których dzisiejszy świat chwilami bardzo potrzebuje.
Bo choć samotność nie wydaje się z zasady czymś dobrym, to czasem również jest potrzebna, aby móc dobrze poznać siebie i swoje wnętrze. Mimo że byłam w Pustelni Złotego Lasu z rodziną, to jednak czułam tam tę dobroczynną samotność – spokój bycia w ciszy z własnymi myślami.

Niestety trafiliśmy tam akurat w momencie remontu głównego ołtarza i nie mogliśmy obejrzeć obrazu Matki Boskiej, a mimo to klasztor – jego zdobienia, kaplice boczne, krypta i przepiękne ogrody zrobiły na nas ogromne wrażenie.
We wszystkim czuć tam piękno, spokój i harmonię.

Na mnie wrażenie zrobiło również to, że w przyklasztornym sklepiku znalazłam przepiękną ikonę Świętej Kingi, która jest bliska raczej terenom Spisza i Nowosądeczcyzny, więc zaskoczyło mnie to, że natrafiłam na nią na Ziemi Świętokrzyskiej. Dopiero później doczytałam, że Święta Kinga mieszkała jakiś czas w Sandomierzu z racji zaręczyn z księciem sandomierskim – Bolesławem Wstydliwym.
A dlaczego Święta Kinga jest bliska mnie – tego chyba nie muszę tłumaczyć 🙂

Na koniec zachęcam Was do odwiedzenia tego niezwykłego, przepełnionego spokojem i mistyką miejsca.
Zdjęcia nie są w stanie oddać atmosfery, jaka tam panuje, trzeba ją poczuć na żywo!

P.S. A po powrocie do domu dowiedziałam się od mojego dziadka, że jako mały chłopiec co roku jeździł z rodziną na odpust do Rytwian, który przypada właśnie w sierpniu!