Jak zwykle przy okazji pojawienia się nowej książki zabieram Was w podróż po miejscach jej akcji. Tym razem wraz z odpowiednimi cytatami z powieści.

Będzie bardzo wakacyjnie i oczywiście w morskich klimatach.
Jestem ciekawa, czy może ktoś z Was wybierze się w te wakacje właśnie do miejscowości, w której rozgrywa się akcja “Róży z piór” i będzie spacerować po miejscach, w których przechadzali się bohaterowie powieści 🙂

Tak właściwie, to chciałam jeszcze utrzymać w tajemnicy nazwę miejscowości i sprawdzić, kto rozpozna to miejsce, ale na jedynym z pierwszych zdjęć jest ona wyraźnie widoczna 😉

*

Na początek miejsce najważniejsze. Choć w książce nie wygląda ono identycznie jak w rzeczywistości – na potrzeby powieści nieco przerobiłam i rozbudowałam ten budynek.

“Nim jednak ruszyła, obrzuciła jeszcze raz spojrzeniem okolicę i jej uwagę przykuł budynek znajdujący się na rogu po przeciwnej stronie drogi. Zauważyła go już wcześniej, oglądając łódkę z rybakiem. Wtedy przelotnie jej uwagę przykuł stojący pod nim od strony ulicy Morskiej wysoki drewniany krzyż. Jednak teraz przyjrzała się budynkowi uważniej, bo widziany z miejsca, w którym obecnie stała – na wprost jego frontowej ściany, prezentował się ciekawiej.
Nie był żadnym architektonicznym cudem. Całkiem spory biały dom z piętrem i poddaszem o mansardowych oknach, do tego z kilkoma przybudówkami. Uroku dodawały mu jednak duża przeszklona weranda od strony ulicy Kapitańskiej i znajdujący się na dachu tej werandy taras. Stały na nim stoliki i krzesła, a bok werandy zdobiły szyldy z wypisanym menu, co jednoznacznie wskazywało, iż w budynku musiała znajdować się restauracja.”

“Tuż obok przystanku na środku drogi znajdował się niewielki wyżwirowany placyk, a na nim stała kolorowa łódź. Klaudia podeszła do tego miejsca w poszukiwaniu jakichś żywszych akcentów otoczenia. Na łodzi, na której wypisana była nazwa miejscowości, siedział drewniany rybak. Rybak trzymał drewnianą rybę. Na drewnianej rybie ponownie była wypisana nazwa miejscowości.”

“Na brzegu morza, w połowie zanurzona w delikatnych falach (…) a w połowie wystając na piasku, leżała foka. Nie byłoby w tym niczego niezwykłego (…) gdyby nie to, jak zachowywali się znajdujący się wokoło ludzie. Większość z nich, zafascynowana wyjątkowym widokiem, podchodziła bardzo blisko, chcąc się przyjrzeć lub zrobić zdjęcie, nawołując się przy tym hałaśliwie i głośno śmiejąc, czym stresowała biedne stworzenie. Pozostali natomiast chyba uważali, że mają większe prawo tu być niż ono i bezczelnie przechodzili tuż obok foki, zdążając w swoją stronę i nie wykazując choćby cienia empatii wobec zwierzęcia.”

Poniższe zdjęcie foki jest zrobione na bardzo dużym zoomie, nie podchodziłam do niej jak ludzie ze sceny w książce i – niestety – ludzie w rzeczywistości.

“Następnego dnia Bałtyk wyglądał jak wielkie jezioro. Jego powierzchnia była praktycznie niewzruszona, fale znikły. Nad horyzontem unosiła się delikatna mgiełka, przez co nie można było dostrzec, gdzie kończy się woda, a gdzie zaczyna się niebo, co sprawiało wrażenie nierzeczywistości tego krajobrazu. Słońce dawało mdłe i rozproszone światło, jakby ktoś zarzucił na nie półprzezroczystą firankę, jeszcze bardziej potęgując wrażenie nierealności otoczenia.”

“Po swej lewej stronie dostrzegła pomnik przedstawiający kotwicę i w pierwszej chwili nie zwróciła na niego żadnej uwagi, bo kotwica w tej okolicy wydawała się czymś całkowicie naturalnym. Kątem oka spostrzegła jednak jakąś tabliczkę u dołu, więc podeszła bliżej, aby dowiedzieć się, jaka jest jej treść. Napis głosił: „Pamięci tych, którzy nie powrócili z morza”. (…) długo stała bez ruchu naprzeciw pomnika, dziwiąc się, że tak wiele osób przechodzi obok niego w drodze na plażę i nie poświęca mu najmniejszej uwagi. A przecież upamiętniał on czyichś ojców, czyichś synów, czyichś braci… Tych, którzy zniknęli z tego świata, pozostawiając swoich bliskich w nieutulonym żalu.”

“Miejsce miało unikalny klimat, który zapewne nie każdemu przypadłby do gustu. Apetyczne wonie smażonych i wędzonych ryb mieszały się tu z odorem starych sieci i rybich odpadków. Miejscami trzeba było uważać, aby nie wdepnąć w jakąś porzuconą rybią głowę albo liczne odchody mew. Dziwnie sklecone budy i namioty przypominały targowisko z kraju Trzeciego Świata, a jednak mimo to było tu urokliwie.”

“Później poszli do namiotu gier, gdzie Franek niemal stracił kontakt z rzeczywistością, biegając od jednego automatu do drugiego, a i Klaudia całkiem nieźle się bawiła, odkrywszy stare amerykańskie flipery, jakie do tej pory znała tylko z filmów.”

“Klaudia spędziła w Sarbinowie czas w iście wakacyjnym stylu. (…) I kiedy tak szli po nadmorskim deptaku, rozkoszowała się myślą, że przechodnie zapewne biorą ich za zwyczajną rodzinę – mamę, tatę, synka. Och, jak bardzo pragnęła, żeby tak właśnie było! (…)
Później oglądali towary na straganach, które na przemian z restauracjami i cukierniami ciągnęły się wzdłuż całej południowej strony promenady.”

“Na plaży, przy wschodnim zejściu, tym, które było najbliższe miejscu ich noclegu, w morze wcinał się długi betonowy blok. Klaudia nie miała pojęcia, czemu miała służyć ta wyrastająca z piasku konstrukcja, ale podejrzewała, że jest to jakaś budowla o funkcji hydrologicznej, gdyż przy jej początku znajdowała się krata, zza której było słychać szum przelewającej się wody, a nieco wcześniej, już za drzewami, w prostej linii od tego miejsca mieścił się jakiś zbiornik.
Gdyby ta betonowa bryła znajdowała się gdzie indziej, byłaby raczej szpetnym elementem krajobrazu, lecz ze względu na to, że sięgała kilkanaście metrów w wody Bałtyku, stanowiła niezłą atrakcję turystyczną. Ludzie siadywali na niej, spacerowali po niej i robili sobie tam zdjęcia.”

“W końcu dotarli do starej kapliczki, stojącej pod samotnym karłowatym drzewem. (…) Była nietypowa jak na kapliczkę tego rodzaju, w których najczęściej można było znaleźć podobiznę Maryi, Jezusa lub jakiegoś świętego, tymczasem tutaj znajdowała się cała Święta Rodzina, spotykana częściej w bożonarodzeniowej szopce niż w przydrożnych kapliczkach.
Klaudia poczytała to za dobry znak.”

Tutaj muszę nadmienić, że na taką kapliczkę w Chłopach nie natrafiłam i jest ona w tym miejscu wytworem mojej pisarskiej wyobraźni, ale za to na samą kapliczkę ze Świętą Rodziną już tak 🙂

“Klaudia, niczym w transie, odwróciła się od drzwi hotelu i przez wyrwę w niedokończonym jeszcze płocie przedostała się na rozciągającą się za nim wydmę. Wdrapała się do dwóch trzecich jej wysokości, właśnie w momencie, kiedy słońce połową swej tarczy zanurzone było w morskich falach, tworząc chyba najbardziej malowniczy obrazek, jaki można oglądać nad Bałtykiem.
Z miejsca, w jakim stanęła, nie widziała jeszcze plaży, którą przesłaniał wierzchołek wydmy. Miała przed oczami jedynie wodę i tonące w niej słońce, które stapiały się w złoto-czerwoną jedność. Niebo płonęło bursztynowo, jakby rozlało się po nim bogactwo nie z tego świata.”

“Wszystkie te myśli przeleciały jej w głowie lotem błyskawicy, w czasie, w którym nieznajomy czekał na jej odpowiedź. Obojętnie jak bardzo chciała się zbuntować, uważała za nierozsądne udanie się w jakieś nieznane miejsce z obcym facetem, więc najpierw spytała:
– Gdzie?
– Co: gdzie?
– Gdzie chcesz pić to piwo?
– W przystani oczywiście. Z drugiej strony budynku. Lira da nam dobre piwko.
– Rybackie! – zaznaczył jego kolega.”

“Sosny sprawiły, że nie mogła się doczekać zachodu słońca. Chciała sprawdzić, czy oświetli je ono tak, jak to było widoczne na zdjęciu.”

“I faktycznie, kiedy niebo zaczęło zmieniać barwy i rozlały się po nim złocistoczerwone zorze, wierzchołki sosen zapłonęły rudo w ostatnich promieniach słońca. Klaudia przez chwilę obserwowała je jak urzeczona, a potem chwyciła kurtkę oraz plecak i popędziła na plażę.”

“Niemal uroczyście wkroczyła na deski molo i przeszła mniej więcej jego połowę, po czym się odwróciła. Z wrażenia zabrakło jej tchu. (…) Choć niebo było podobnie błękitne, a morze podobnie wzburzone, i choć nad plażą górował ten ciemny, dziwny budynek, to wszystko wyglądało jakoś inaczej.”

” (…) przecięła ulicę, kierując się na wprost, by piaszczystą ścieżką wspiąć się na wydmę, za którą rozciągała się plaża.”

“Ponieważ wiatr znacznie się uspokoił, Klaudia przespacerowała się kawałkiem plaży w zapadającym zmroku, mając po prawej stronie szumiące morze wciąż jeszcze miejscami połyskujące ostatnimi odblaskami czerwieni, a po lewej pachnące igliwiem sosny.
Przyjemne to były chwile. Nawet w bardzo kiepskim stanie ducha w tym miejscu nie dało się nie zauważać piękna otaczającego krajobrazu i wyjątkowości tego czasu na krawędzi dnia i nocy.”

“Pierwszym, co zobaczyła, wychodząc z zarośli, było oczywiście ono – morze. Takie ogromne, takie piękne, intensywnie niebieskie pod intensywnie niebieskim niebem. Wzburzone, falujące gniewnie, ale nadal pełne harmonii i czaru. Klaudia aż się zachłysnęła z wrażenia. Było to o tyle dziwne, że nigdy wcześniej nie była jakąś zagorzałą miłośniczką wielkiej wody. Owszem, kiedyś lubiła wakacje nad morzem, jak lubią je chyba wszystkie dzieci, które miały okazję je przeżyć, ale nic poza tym. Teraz jednak widok wydawał jej się piękny i poruszający do głębi. Miała ochotę zdjąć buty, by poczuć na stopach dotyk piasku, a potem iść tą plażą gdzieś przed siebie, by wiatr targał jej ubraniem i powiewał związanymi w kucyk włosami.”

“Szła powoli, bo nie miała powodu się spieszyć. A nawet więcej – nie chciała dotrzeć na miejsce zbyt szybko. Sama droga bywa najlepszym elementem podróży, bo droga jest obietnicą. W trakcie wędrowania można oczekiwać, że u celu czekać będzie coś fantastycznego, i zatopić się w rozkosznych nadziejach. Jednak niezależnie od tego, jak bardzo chciałaby przedłużać swój spacer, w Chłopach wszędzie docierało się szybko. I tak oto stanęła pod dużym białym budynkiem, którego elewację zdobił czerwony napis.”

I na koniec najważniejsze – nie miejsce, ale ZDJĘCIE, które odgrywa kluczową rolę w powieści.

“Na pierwszym planie widniały spienione morskie fale w nasyconym kolorze określanym właśnie jako morski. Za nimi, na piaszczystym brzegu stało pięć kutrów rybackich w różnych wesołych barwach. Z lewej strony, za porośniętą trawą skarpą rozciągał się sosnowy zagajnik, z prawej widać było część jakichś zabudowań i sprzętów, wyglądało to na zaplecze przystani rybackiej. Ponad wszystkim górowało idealnie błękitne niebo, po którym szybowała samotna mewa. Tym, co najbardziej przyciągało wzrok widza, był sporych rozmiarów budynek stojący tuż na skraju plaży, ponad kutrami. Wydawał się nieco posępny i tajemniczy. Zupełnie nie wpisywał się w klimat nadmorskiej architektury i sprawiał wrażenie, jakby został tam skądś magicznie przeniesiony. Na pierwszy rzut oka kłócił się z sielskością krajobrazu, jednak przy dłuższym przyglądaniu się pejzażowi dochodziło się do wniosku, że gdyby go tam nie było, widok straciłby wiele ze swojego unikalnego uroku.”