Naprawdę nie sądziłam, że kiedyś napiszę trylogię. Wydawało mi się to zarezerwowane dla Sienkiewicza i Tolkiena 😉 A jednak…

W ogóle w mojej pisarskiej twórczości nie myślałam z początku o tworzeniu serii, wolałam każdą książkę zaczynać całkiem od nowa, lecz to Wy, drodzy czytelnicy, jesteście po części odpowiedzialni za zmianę mojego podejścia. Kiedy po “Szlaku Kingi” pojawiły się spore oczekiwania na dalszą część tej historii, muszę przyznać, że z początku byłam dość sceptycznie nastawiona do tego pomysłu – przecież wszystko zostało powiedziane, a bohaterowie “żyli długo i szczęśliwie”.

Ale w życiu nigdy tak nie jest, prawda? Nie zamykamy książki naszego losu z poczuciem, że teraz będzie już tylko dobrze. Wciąż pojawiają się nowe problemy, wyzwania, komplikacje, nowe radości, nowe smutki. I tak też było u Kingi, choć tworząc “Powierzchnię” po swojemu podeszłam do tematu kontynuacji serii, raczej skupiając się na nowych bohaterach.

“Powierzchnia” pozostawiła już większe pole do popisu odnośnie kolejnej części, przecież książka kończy się pytaniem.
A jednak, myślę, że będziecie zaskoczeni tym, jak tym razem podeszłam do sprawy 🙂
W zasadzie, już pisząc “Powierzchnię”, miałam ochotę na stworzenie trzeciej części, ponieważ jeden z jej bohaterów szczególnie mnie zaintrygował i zafascynował, otworzył całkiem nową historię, sprowokował mnie do pójścia za sobą i sprawdzenia, dokąd może prowadzić jego droga.

Tak, ale musiało minąć sporo czasu, zanim za nim poszłam. Wiecie, dziwne i trudne czasy, inne sprawy na głowie, jakoś nie miałam weny i chęci do pisania. Aż w końcu dostałam motywującego kopa od znajomego, za co jestem mu ogromnie wdzięczna, bo bez tego, być może nadal bym się nie zabrała do pracy.
Zawsze podkreślam, nie tylko w moich powieściach, że z Bożą łaską trzeba współpracować i kiedy wreszcie się wysiliłam, potem zaczęły dziać się cuda. Jakie? O tym też będzie można przeczytać w moim wyjaśnieniu w książce, ponieważ jej powstaniu towarzyszyły niezwykłe okoliczności.

I tak to, “Szlak Kingi” i “Powierzchnia” doczekały się swojej trzeciej części.
Każda z tych trzech książek jest na swój sposób inna i seria nie jest klasyczną trylogią, dlatego zastanawiałam się, jakim słowem można podsumować ten zbiór.
Czytając  poprzednie powieści, mieliście okazję “bywać” w Pieninach i nad Bałtykiem. Tym razem także są góry, choć inne, pojawia się również morze, więc myślę, że szukane przeze mnie określenie to: górsko-morska 😉

Ostatnio miałam okazję gościć w pewnej szkole podstawowej, gdzie opowiadałam dzieciom o pracy pisarza. Padło pytanie, czy jest jakieś specjalne wykształcenie potrzebne do zostania pisarzem. Wtedy odparłam, że ja jestem z wykształcenia geografem, ale – jak widać – wykształcenie ma pewien wpływ na kształt twórczości. Gdyby nie moje geograficzne zacięcie, pewnie miejsca akcji nie byłyby dla mnie aż tak istotne.
Jak choćby widoczna poniżej Droga Stu Zakrętów, która właściwie występuje tylko w jednej scenie w książce, ale jest to jedna z moich ulubionych scen, więc i to miejsce jest dla mnie szczególne. I niesamowitym było dla mnie to, że w kilkanaście dni po skończeniu pisania książki znów się na niej znalazłam 🙂

 

W trzeciej części trylogii, jak już może wiecie z Facebooka, zabieram Was w Góry Stołowe i piękne plenery Kotliny Kłodzkiej, które uwielbiam. Wpadniemy też na trochę nad bałtycki brzeg.

Jestem ciekawa, czy domyślacie się, kto mieszka w tych miejscach i kto, tym razem, będzie głównym bohaterem tej powieści? 🙂

Co do samej książki, to jest ona obecnie w redakcji i przygotowaniu do druku i nie znam jeszcze konkretnej daty publikacji, nie zdradzę Wam też jeszcze tytułu, ale oczywiście będę Was informować na bieżąco i mam nadzieję, że już niedługo powrócę z kolejnymi informacjami.