“Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem“
Koh, 3,1
Kiedy wszystko się w miarę układa, kiedy życie toczy się znajomym i spokojnym torem, a rutynowe czynności wyznaczają nasze dni, łatwo zapomnieć o tym, że w życiu wszystko ma swój czas. Łatwo się przyzwyczaić do codziennych schematów działania, łatwo też przestać się rozwijać i nad sobą pracować. Bo kiedy jest dobrze, to jest dobrze. Kiedy za długo jest tak samo, wtedy można stracić zdolność do radzenia sobie z nowymi wyzwaniami. Można w ogóle zapomnieć, że one się pojawiają.
Mnie jakiś czas temu dotknął taki właśnie stan. I nagle, w życiu na Szczycie nastąpiło wiele zmian naraz. Żadna z nich nie była taką z gatunku wywracających świat do góry nogami, ale zsumowane, nieźle zatrzęsły moją codziennością.
Przez jakiś czas nie umiałam sobie z tym poradzić i poukładać wszystkiego od nowa.
Pomocny okazał się (zresztą na to liczyłam) nasz październikowy wyjazd nad morze, gdzie mogłam zdystansować się od domowych spraw.
Ale naprawdę pomocne było zrozumienie tego, że wszystko ma swój czas pod niebem i czas kryzysu i zawirowań też jest potrzebny. Czas takiej wirówki, która kręci nami, by odrzucić to, co zbędne, to, co obciążające w naszej głowie i działaniu. Takiego czasu nie da się przełamać, oszukać czy negować, trzeba po prostu… dać mu czas.
Dopiero w takim czasie odkrywamy, że niektóre z naszych przyzwyczajeń, czynności i sposobów na życie, donikąd nie prowadzą.
Ten czas zawirowań pozwala nam odkryć nowe, mądrzejsze drogi. To ten “kryzys po chińsku”, o którym możecie przeczytać również w “Sanatorium doktora Kramera“ – oznaczający nie tylko trudny czas, ale też nowe szanse, jakie się otwierają, kiedy odrzucimy stare schematy.
A jeśli już o czasie pod niebem mowa, to chyba najpiękniej to niebo wygląda właśnie nad morzem 🙂
Nam udało się oglądać je tym razem w najróżniejszych odsłonach, bo pogoda trafiła nam się bardzo zróżnicowana – od niemal letniej, po niemal zimową. Spełniło się nawet nasze marzenie, by na żywo zobaczyć sztorm, co było niesamowitym przeżyciem, a sztormowy wiatr wywiał z mojej głowy ciężkie myśli 🙂
I to zmienne morze i zmienne niebo idealnie obrazowało życie – raz spokoje i pogodne, a raz burzliwe i pełne ciemnych chmur. Życie, w którym raz można cieszyć się słońcem i światłem, a raz panuje mrok, lub nawet błądzi się we mgle.
A wystarczy po prostu “ubrać się odpowiednio do pogody” – i w rzeczywistości, i w przenośni, aby móc wykorzystać każdy ten czas i odnaleźć w nim pozytywy.
Przy okazji, jak zwykle, polecam Wam naszą ulubioną międzyzdrojską miejscówkę – Villę Baltic Dream, w której zawsze jest nam bardzo wygodnie, a że byliśmy tam już trzeci raz, to czułam się niemal jak u siebie.
Tym razem, planując wyjazd nad morze, przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie poznać jakiejś nowej miejscowości i nowych terenów, ale jednak Międzyzdroje są dla nas numerem jeden i mamy tam wiele ulubionych miejsc oraz obowiązkowych punktów programu, jak rybka w porcie, wejście na Kawczą Górę czy gra w zombiaki na molo 🙂
A zakwaterowanie w Villi Baltic Dream pozwala znaleźć się w kilka kroków na plaży, Promenadzie Gwiazd lub w Wolińskim Parku Narodowym, a jednocześnie cieszyć spokojem. Za to o poranku i wieczorami wspaniale jest słuchać szumu fal, siedząc na tarasie 🙂