Nie pytajcie mnie, jak było w Ameryce, bo mignęła przed oczami niby błysk.
Na fotosach pozostały dwie ulice i ja na nich – żywy dowód tamtych dni.
Andrzej Sikorowski, grupa Pod Budą, Nie pytajcie mnie, jak było.
Poprzednie wpisy z mojej podróży do USA związanej z moją najnowszą powieścią „Larimer Street” znajdziecie:
-> Ulica Larimer i plac Writer Square, czyli główne miejsca akcji mojej powieści -> TUTAJ

-> Polska parafia Świętego Józefa w Denver i Festiwal Polskiej Kuchni, czyli kolejne akcenty z powieści -> TUTAJ
-> I jeszcze jeden wpis dotyczący miejsc z powieści, znajdujących się w Kolorado, katedra w Denver i miasteczko Louisville -> TUTAJ
-> Rezerwat przyrody Garden of the Gods -> TUTAJ
-> Urocze miasteczko Manitou Springs -> TUTAJ
– a TUTAJ możecie posłuchać o moich wrażeniach z tej podróży.

Ten wpis jest ostatnim na ten temat i jest w zasadzie głównie zdjęciowy – jak zresztą głosi jego tytuł 🙂
Oczywiście będzie jeszcze obiecany powakacyjny KONKURS z prezentami z USA, ale jego termin nieco się odciągnął, ponieważ życie nie czekało, kiedy byłam w rozjazdach 😉 i mam obecnie mnóstwo spraw do nadrobienia i spotkań do odbycia.
Myślę, że KONKURS pojawi się jakoś na początku października, oczywiście na moim fanpage (TUTAJ), więc zapraszam do zaglądania na mój profil, a teraz – do obejrzenia migawek z Kolorado.
Broadmoor Hotel, w którym najbardziej spodobały mi się… żyrandole 😀 i jelonek leżący pod krzakiem tuż przy hotelowej ścieżce:
I migawki ze sklepów, w których najbardziej zaskoczył mnie… kefir! 😉 Do tej pory byłam przekonana, że to jest polski napój!
A pamiętacie scenę w „Larimer Street„, kiedy Tomek szukał w Denver sklepu z dewocjonaliami?
Nie wiem, jak w Denver, ale w Colorado Springs taki sklep znalazłam w galerii handlowej!
Na koniec (bo też było na koniec mojego pobytu w USA 🙂 ) spotkanie klubu American and Polish Heart of Colorado, na którego zaproszenie poleciałam do Stanów, aby spotkać się z tamtejszą Polonią i porozmawiać o moich książkach, za co serdecznie dziękuję klubowi na czele z jego prezes Dorotą Kamieniecki.
Poznałam na nim wiele wspaniałych osób, ale chyba nikt nie będzie mi miał za złe, jeśli powiem, że najbardziej urzekł mnie pan Donald – Amerykanin, który nauczył się polskiego!
I nie chodzi nawet o to, bo w życiu miałam już okazję poznać kogoś takiego, ale pan Donald ujmował niezwykle radosnym i pełnym pogody ducha usposobieniem 🙂
Spotkanie odbyło się w klimatycznej restauracji La Baguette usytuowanej przy pięknej zabytkowej ulicy w Colorado Springs.
Ten teren nazwany jest Old Colorado, ponieważ obejmuje historyczne zabudowania, w których wspaniale widać klimat Dawnego Zachodu.
Pan Antoni, przemiły właściciel restauracji pokazywał mi nawet dziury po kulach, które można zobaczyć we wnętrzu kamienicy, w której mieści się jego lokal.
Ach, ten Dziki Zachód! 🙂
Choć muszę też dodać, że na tyłach ta prestiżowa ulica prezentuje się już dużo mniej okazale, co możecie zobaczyć na ostatnim zdjęciu 😉
A na sam koniec 😉 coś, co zrobiło na mnie przeogromne wrażenie!
No bo wiecie, nigdy nie myślałam o tym, że na własne oczy zobaczę Grenlandię! 😀