
Rezerwat przyrody Garden of the Gods, czyli Ogród Bogów, to chyba miejsce, które najbardziej mnie zachwyciło podczas mojej podróży do USA.
To właśnie tam poczułam prawdziwy klimat Kolorado – zarówno dzięki niezwykłej przyrodzie w postaci czerwonych skalnych ostańców, jak i dzięki moim ulubionym klimatom southwestern, które mogłam znaleźć w ogromnym sklepie znajdującym się na środku kompleksu.
I w tym miejscu z całego serca dziękuję Małgosi Grondalski oraz jej córce Ani – nie tylko za tę przepiękną wycieczkę, sympatyczne towarzystwo, przewodnictwo turystyczne i zrobienie mi mnóstwa zdjęć, ale również za cierpliwość wykazaną właśnie w tym sklepie, w którym po prostu musiałam wszystko dokładnie obejrzeć, a rzeczy było mnóstwo 😉







Niestety zdjęcia nie są w stanie oddać uroku tego miejsca, a do tego Kolorado chyba mnie nie polubiło – choć jest bardzo słonecznym stanem, mnie wielokrotnie raczyło deszczem 😉
Jednak dla mnie – osoby mieszkającej w rejonie Polski, w którym przypada najwięcej opadów w kraju, deszcz nie jest ani żadnym dziwem, ani żadną przeszkodą 😉 Garden of the Gods zachwycił mnie i w deszczu 🙂



Zapraszam Was do oglądania zdjęć i polecam również wcześniejsze moje „amerykańskie” wpisy – TUTAJ oraz TUTAJ, a także TUTAJ.
W najbliższym czasie pojawi się jeszcze jeden, ostatni, więc zapraszam do zaglądania 🙂
Jeszcze raz dziękuję Małgosi oraz Ani za te niezapomniane chwile oraz klubowi American and Polish Heart of Colorado, który objął patronat nad moją powieścią „Larimer Street” i zorganizował tę moją niezwykłą podróż do Stanów, dzięki czemu mogłam zobaczyć tak wyjątkowe miejsca, jak właśnie Garden of the Gods.













