W najbliższym czasie na blogu pojawi się kilka wpisów książkowych. Ale – nie, nie będą to recenzje, a wpisy związane z tworzeniem książek. A to dlatego, że przez ostatni czas, ten temat dominuje moje życie, a jednocześnie chciałabym wyjaśnić pojawiające się wśród Was wątpliwości, zarówno dotyczące moich dzieł, jak i wydawania książek ogólnie.

Moi stali czytelnicy wiedzą, jednak ponieważ “na Szczyt” przybywa wciąż sporo nowych osób, krótko przypomnę:

Zadebiutowałam w 2014 roku powieścią kryminalno-obyczajową: “Wiosna po wiedeńsku”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa JanKa.
Wydanie tej książki było spełnieniem moich marzeń, ponieważ od dzieciństwa chciałam właśnie to robić w życiu – być pisarką.

Niemal dokładnie rok później, w tym samym wydawnictwie, ukazała się moja druga powieść – tym razem obyczajowa z wątkami sensacyjnymi – “Jesień w Brukseli”.

Po kolejnym roku, znów, jak w latach poprzednich, na wiosnę, pojawiła się moja pierwsza książeczka dla dzieci, opublikowana przez Wydawnictwo eSPe“Aniołek Gabryś i Szymek Rozrabiaka”.

W międzyczasie założyłam tego oto bloga (bo, tak – jestem blogującą pisarką, a nie piszącą książki blogerką 😉 ), a dzięki aktywności w blogosferze poznałam wiele twórczych osób.
I tak to, zostałam któregoś dnia zaproszona do stworzenia bajek we wspólnym projekcie – książce “Zwierzaki Pocieszaki”.

Do tej książki napisałam dwie opowieści, jako wstęp i zakończenie, a po pewnym czasie zrobiłam to samo – w drugiej książce z tej serii: “Zwierzaki Pocieszaki: Podróże Karolka”.

Tak na marginesie – na poniższym zdjęciu macie w gratisie moją minę pt.: “Ale razi to słońce!” 😉

Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat moich książek to zapraszam na moją stronę autorską:

www.katarzynatargosz.pl

I tak, miałam na koncie 5 wydanych książek – trzy, których byłam autorką i dwie, gdzie byłam współautorką. I… I właśnie wracamy do stwierdzenia z tytułu tego wpisu – co mnie bolało i dlaczego już nie boli.

Przyzwyczaiłam już czytelników (i siebie), że co wiosna, to pojawia się moja nowa książka. Aż tu nagle, po wdaniu ostatniej książki w marcu zeszłego roku, naszedł mnie całkowity brak weny.
Miał on różne przyczyny, a główną było chyba to, że było mi za dobrze. Po pierwsze, moje pisanie wymaga sporej dozy różnych emocji, które przeżywane, budzą we mnie pokłady kreatywności (ale o samym procesie twórczym będzie w którymś z następnych wpisów), a mnie było tylko dobrze i błogo, a to mało twórcze emocje 😉 A po drugie, zatraciłam się w korzystaniu z uroków życia, odkładając pisanie na kiedy indziej.

I tak, przez większość ubiegłego roku nie pisałam i nie pisałam, aż w końcu zaczęło pojawiać się z Waszych ust TO PYTANIE! Pytanie, które mnie bolało:

KIEDY NASTĘPNA KSIĄŻKA?

Tak, naprawdę mnie ono bolało, bo nie wiedziałam, co odpowiedzieć i czułam, że zawodzę swoich czytelników, a jednocześnie zawodziłam samą siebie. I im większą czułam presję, tym bardziej natchnienie umykało.
Ale w chwilach trzeźwej oceny sytuacji, zdawałam sobie sprawę, że to minie.
Bo, wiecie, ja jestem z tej starej, niemodnej dziś szkoły twórców, którzy pędzą na grzbietach kapryśnych natchnień, płyną na fali weny, ryzykując jednocześnie upadek z tego grzbietu i zatopienie falą. Ale – no risk, no fun 😉

I – bez dalszego zbędnego rozpisywania się – bolało mnie tak i bolało, wpędzało w dyskomfort i tak dalej, aż… Aż przyszedł obecny rok.
Był luty, srogi i mroźny – idealny do pisania zimowej części mojej serii powieści inspirowanych porami roku.

I – tak, jak to było w przypadku mojego całego rozpoczęcia pisania – po prostu pewnego dnia siadłam i zaczęłam pisać, nie wiedząc jeszcze, co z tego wyjdzie.

A, jak już zaczęłam, to nagle w mojej głowie otworzyły się jakieś ogromne, szalone pokłady kreatywności, które mnie zalały!
Zimową powieść napisałam w dwa miesiące i było mi mało. Więc zasiadłam znowu i w dwa dni napisałam dwie książeczki dla dzieci 🙂

A potem przyszedł mail z Wydawnictwa eSPe,  z propozycją bym napisała dla tego wydawnictwa powieść i… stworzyłam kolejne dzieło, tym razem powieść obyczajową, która dotyka bardzo głębokich i ważnych tematów, jest więc zupełnie inna od mojej dotychczasowej twórczości.

I tak – od lutego tego roku powstały 4 moje książki 🙂

I dlatego właśnie, że w tym roku tak niesamowicie rozwinęłam moje pisarskie skrzydła – to jedno konkretne pytane już mnie nie boli 🙂

A dlaczego od napisania książki do jej ukazania się na rynku czasami wiedzie trudna i długa droga, nawet kiedy wydawnictwa same zgłaszają się do pisarza i odpada bolesny problem szukania wydawcy – o tym wkrótce na blogu.