Witam Was w trzecim, ostatnim wpisie, w którym zwiedzamy Kolorado śladami bohaterów mojej powieści „Larimer Street”.
Poprzednie części „wędrówki” znajdziecie TUTAJ oraz TUTAJ.
W przyszłości pojawi się jeszcze jeden czy dwa wpisy (zobaczymy, jak wyjdzie 😉 ) na temat mojego pobytu w USA, ale tym tekstem kończę wędrówki z Karen i Tomkiem 🙂 

Dziś Bazylika Katedralna Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Denver, która w książce odgrywa dużą rolę i o którą wielu z Was mnie pytało, oraz urocze miasteczko Louisville, którego nie spodziewałam się odwiedzić 🙂 

Nie spodziewałam się, ponieważ w mojej powieści nie odgrywa ono kluczowej roli. Jest wspomniane ze dwa razy przy okazji opowiadania o przeszłości głównej bohaterki: 

Wychowała się na ranczu w hrabstwie Boulder, nieopodal Louisville – typowego niewielkiego miasteczka z niską zabudową wzdłuż głównej ulicy i kolonią domków jednorodzinnych rozrastającą się wokół niej. Blisko było stamtąd do Parku Narodowego Gór Skalistych, ale Karen nigdy go nie odwiedziła. Louisville było położone jeszcze wyżej niż stolica stanu, więc po przeprowadzce do Denver, dziesięć lat temu, Karen nie odczuwała dolegliwości fizycznych związanych z mieszkaniem na ponad tysiącu sześciuset metrów nad poziomem morza. I nie wydawało jej się, by słońce grzało tu mocniej. Było jedynie duszniej niż na położonym wśród łąk ranczu, gdzie wiatr przynosił świeże podmuchy prosto z serca nieodległych gór.

Ta niespodziewana możliwość obejrzenia Louisville była dla mnie ogromną przyjemnością!!!
Zachwyciło mnie to spokojne, urokliwe amerykańskie miasteczko i przyjemny, niespieszny sposób jego zwiedzania.

Za tę piękną wycieczkę dziękuję przesympatycznej Małgosi Grondalski, wieloletniej, obecnie już emerytowanej dyrektor polskiej szkoły przy parafii Świętego Józefa w Denver (tak, tej samej szkoły, w której miał pracować mój książkowy bohater i tej samej Małgosi, która jest autorką jednej z okładkowych rekomendacji mojej powieści <3 ). Zobaczyć Louisville – coś fantastycznego!

Ale oczywiście ważniejsza w książce jest katedra w Denver, która po raz pierwszy pojawia się we śnie bohaterki „Larimer Street„:

Zaraz zrozumiała, że biel wydaje się obca, gdyż ściany jej sypialni powiększyły się do gigantycznych rozmiarów, sufit znalazł się wiele, wiele metrów nad jej głową, a gdyby tego było mało, zyskał łukowate sklepienie. Pod tym sklepieniem coś migotało wszystkimi możliwymi kolorami, ale Karen z początku nie umiała na tyle skupić wzroku, aby zrozumieć, co widzi. (…) W jednej chwili zapomniawszy o lęku, ponownie skupiła wzrok na wielobarwnym zjawisku i wreszcie zrozumiała, że jego źródłem są podświetlone słońcem kościelne witraże migoczące licznymi świetlnymi refleksami.
Było ich mnóstwo i zaczęły przewijać się przed jej oczami niczym w kalejdoskopie. Chciała im się lepiej przyjrzeć, ale migały niczym widoki znikające za szybą pędzącego pociągu. Mężczyźni w tonącej łodzi, będący równie przerażeni, jak Karen była przed chwilą, i stojący nad nimi Jezus, który gestem odgania burzowe chmury. Jezus trzymający dzieci na kolanach. Jezus wskrzeszający z grobu martwego Łazarza. I wreszcie Jezus
pokornie stojący przed tłumem domagającym się Jego ukrzyżowania. 

Później katedrę odwiedził mój książkowy bohater Tomasz, a już na wstępie spotkało go tam pewne zaskoczenie:

Jeszcze nie minęło u niego pierwsze zaskoczenie, a już przyszło kolejne, kiedy odkrył, co pokazuje mu Agnes. Pod ścianą kościoła, na idealnie przystrzyżonym trawniku stał pomnik, którego nie spodziewał się tu zobaczyć. – Wow… – wybąkał tylko, zapatrzony w podobiznę wielkiego Polaka, Jana Pawła II.
– Tak myślałam, że ci się spodoba. – Uśmiechnęła się. – Kiedyś niestety zdarzył się okropny incydent i ta statua została sprofanowana obraźliwymi napisami, ale teraz, na szczęście, znów jest piękna.
– Skąd się tu wziął ten pomnik?
– Nasz papież odprawiał tu mszę na rozpoczęcie Międzynarodowego Forum Młodzieży w dziewięćdziesiątym trzecim roku.
– Czyli to jakiś wyjątkowy kościół.
– O tak. To Bazylika Katedralna Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Idziemy do środka? – spytała, wyjmując kluczyki ze stacyjki.

Mnie pomnik Jana Pawła II nie zaskoczył, bo o nim wiedziałam, natomiast ogromnym zaskoczeniem i wzruszeniem był dla mnie obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który znalazłam we wnętrzu katedry w Denver. 

A tu dalsze refleksje mojego bohatera na temat tego niezwykłego wnętrza: 

Tomka zachwyciło okazałe wnętrze katedry, choć jego wielkość – podkreślona wszechobecną bielą i wysokimi łukowatymi sklepieniami, mogła chwilami robić przytłaczające wrażenie. Jednak było to przytłoczenie pozytywne – ukazujące człowiekowi jego niewielki rozmiar w odniesieniu do Absolutu.
Dominującą w wystroju biel przełamywały żywe kolory niezliczonych, umieszczonych wysoko witraży, które lśniły i migotały w podświetlających je słonecznych promieniach.

A na koniec jeszcze kilka innych kadrów z książki, bo miałam to szczęście, że jechałam dokładnie tą samą trasą, którą w powieści poruszali się Tomek i Agnes – z kościoła Świętego Józefa na 46 Wschodniej Alei na Aleję Colfax, przy której znajduje się katedra 🙂

Niestety minus był taki, że zepsuła się pogoda i zdjęcia nie są zbyt urokliwe, bo robione w deszczu. 
Pisałam w „Larimer Steet„, że w Denver zazwyczaj świeci słońce i to jest prawda, ale „zazwyczaj” nie znaczy „zawsze” i ja akurat trafiłam wtedy na to „nie zawsze” 😉 

Agnes skręciła w aleję Colfax, a wzrok Tomka tym razem przyciągnęła wystająca znad drzew złota kopuła w stylu korynckim. W pierwszej chwili myślał, że to również jakaś sakralna budowla, lecz przewodniczka szybko wyprowadziła go z błędu:
– To Colorado State Capitol. Wiesz, siedziba władz stanowych.
Tuż po tym jak minęli ten okazały budynek, Tomek zauważył wznoszące się przy drodze dwie strzeliste wieże. Tym razem był pewien, że należą do jakiegoś kościoła. Po chwili ze zdumieniem odkrył, że to właśnie to miejsce jest celem ich podróży, gdy Agnes skręciła w wąską ulicę Logan i zjechała do krawężnika, zatrzymując samochód.

Dookoła pojawiła się zróżnicowana zabudowa, a przed nimi zalśniły wieżowce Downtown. Po chwili znaleźli się pomiędzy nimi, a Tomek z fascynacją chłonął ich niezwykły widok. W pewnym momencie, wśród szklano-stalowych konstrukcji, zobaczył kamienny kościół w stylu neogotyckim. Kontrast pomiędzy nim, a otaczającymi go nowoczesnymi drapaczami chmur był tak wielki, że Tomek aż rozdziawił usta ze zdziwienia.
– To kościół metodystów – wyjaśniła Agnes.

Za możliwość odwiedzenia tych miejsc dziękuję klubowi American and Polish Heart of Colorado, który objął patronat nad powieścią „Larimer Street” i na którego zaproszenie mogłam gościć w Kolorado 🙂 <3