Premiera mojej najnowszej powieści LARIMER STREET była absolutnie wyjątkowym wydarzeniem, ale nie ma się, co dziwić, bo otaczały ją niezwykłe okoliczności 🙂 
Przypadła (tak, była to moja świadoma decyzja, ale tylko po części ode mnie zależna) w najpiękniejszy (dla mnie 🙂 ) dzień w tym roku – podwójne święto: Najświętszego Serca Pana Jezusa i Marki Boskiej Nieustającej Pomocy <3 Do tego w moim ukochanym miesiącu czerwcu – same błogosławieństwa 🙂

Zresztą oczywiście i Matka Boska Nieustającej Pomocy (w postaci pięknej ikony, którą sobie wyszukałam w zakopiańskiej księgarni PREZENTY Z DUSZĄ – mam już w domu trzy obrazy Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, ale Jej nigdy za wiele <3 ) i Serce Jezusa (które „mam” zawsze przy sobie) były blisko, jak również Święta Rita i Święty Józef, które to postacie są w pewien sposób związane z LARIMER STREET 🙂 

Ale premiera LARIMER STREET była też wyjątkowa za sprawą patronatu tej książki i… za sprawą patronatu mojej wcześniejszej książki (WSZYSTKO, CZEGO NIE MÓWIMY). 

Dzięki AMERICAN AND POLSIH HEART OF COLORADO – klubu z Colorado Springs w USA, który patronuje mojej najnowszej powieści (jak już zapewne wiecie, akcja LARIMER STREET rozgrywa się w Denver – stoicy stanu Kolorado), polscy czytelnicy w dzień premiery mogli otrzymać urocze prezenty, a także książeczki dla dzieci prosto z USA (o książeczkach piszę Wam TUTAJ). Te ostatnie wzbudziły sporo zainteresowania i radości, jak również dołączone do nich gumowe kaczuszki, które zachwycają wszystkich bez względu na wiek 😀 

A co ma z tym dniem wspólnego ALEJA MARZEŃ I SŁÓW w postaci Grażyny Stando, która patronowała mojej poprzedniej (jakże ważnej!) powieści – WSZYSTKO, CZEGO NIE MÓWIMY
To tłumaczę na filmiku – TUTAJ, więc zachęcam do obejrzenia, a teraz tylko napiszę, że Grażyna dołożyła cegiełkę (albo i pokaźną cegłę 😀 ) do łańcucha cudów, jaki towarzyszył mi tego dnia! 

Tak, to był prawdziwie błogosławiony dzień i nie mam na myśli tylko przemiłego spotkania z czytelnikami w jedynej w swoim rodzaju zakopiańskiej księgarni katolickiej THALITA CUM. I nie tylko tego, że ilość zamówień w dzień premiery tak nas zaskoczyła, że niemal przerosła nasze możliwości pakowalno-czasowo-wysyłkowe tego dnia (ale daliśmy radę!). 

Bo ten dzień od samego poranka (rozpoczętego mszą w święto patronalne naszej parafii) do wieczora (zakończonego udziałem w moim ukochanym nabożeństwie czerwcowym) był niezwykły i pełen radości

Nawet taki, wydawałoby się, drobiazg, jak to, że właśnie tego dnia odebrałam od jubilera pierścionek, którego podobno – według słów kilku innych jubilerów – nie dało się dostosować do mojego palca.
Był to pierścionek, który w dzieciństwie otrzymałam od babci, faktycznie – kilka rozmiarów obecnie na mnie za mały, i nie wiem, co mnie nagle napadło, że muszę go nosić… 

W LARIMER STREET jest takie zdanie, że pierścionek pasował na Karen idealnie…
Ja w dzień premiery odebrałam powiększony pierścionek i – wiecie co? Pasował idealnie! 🙂
Dzięki temu, że miałam go na palcu, czułam się, jakby moja babcia, która niestety nie doczekała czasu, gdy zaczęłam publikować książki, była ze mną tego dnia <3 

Z tego miejsca dziękuję jeszcze raz wszystkim, dzięki którym ten dzień był tak wspaniałym – oczywiście czytelnikom, zamawiającym książki i przychodzącym na spotkanie; mojej rodzinie, na czele z mężem i synem; znajomym, przyjaciołom, którzy włączyli się w moje świętowanie, Fundacji Thalita Cum i personelowi zakopiańskiej księgarni i oczywiście dwóm moim wspaniałym „patronkom” z moich dwóch ostatnich powieści, które są niczym moje dobre duchy – Dorocie Kamieniecki i Grażynie Stando <3