Mój tata jest najdzielniejszy i z każdym złodziejem sobie poradzi. A jak pójdę do przedszkola to powiem wszystkim dzieciom, że to mój tata – wygłosił ostatnio Syn na Szczycie.
 
Zabawa ojca z synem, rozmowy, wspólne wykonywanie czynności. Któregoś dnia, obserwując ich poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. Powaliła mnie nieoczekiwana konstatacja, że ja tego nie rozumiem.
 
Nie rozumiem ich relacji, ich więzi, zasad ich wzajemnych kontaktów. Nie rozumiem, bo nie wiem, jak to jest mieć ojca…
 
Matka, ojciec i syn. Tworzymy rodzinę. Myślę, że całkiem nieźle nam to wychodzi,  a jednak tamtego dnia zdałam sobie sprawę, że moje postrzeganie jej jest w pewnym stopniu upośledzone
Od pierwszych dni ciąży poznałam relację matka-dziecko. Jest mi także znajoma relacja rodzice-dziecko, ale do tamtej pory nie dostrzegałam relacji ojciec-dziecko. Tego, że istnieje ona niezależnie ode mnie, tego, że to nie ja nadaję jej kształt.
 
Patrzyłam wtedy na nich, jak na jakieś dziwo. Oczywiste odkrycie, że moi „chłopcy” mają uczucia zarezerwowane tylko dla siebie i niezależne ode mnie, było dla mnie całkowitą nowością.
 
Dziecko powinno mieć pełną rodzinę. To oczywiste. Oczywiste jest też to, że nie żyjemy w idealnym świecie i nie zawsze jest to możliwe. Ludzie są różni i różne mają demony. Póki się da, o rodzinę trzeba walczyć. Ale nie zawsze się da. Jest sprawą dyskusyjną, czy lepiej mieć złego ojca, czy nie mieć go w ogóle. Nie wiem. Mam tylko jednostronne doświadczenia w tej kwestii.
 
Wiem, że brak ojca boli. Na całe życie. Można żyć latami w żalu i pretensjach, można także to w sobie „przerobić”, wybaczyć i odpuścić temat. Ale ból gdzieś tam zawsze pozostaje. I silniej wraca w przełomowych momentach życia, takich jak ślub czy narodziny własnego dziecka. Wraca pełna goryczy myśl – dlaczego to Cię nie interesuje, tato…?
 
I, jak widać, nie tylko ból. Pozostaje pewien rodzaj upośledzenia emocjonalnego. Pewna skaza. Nie możemy przekazać dalej czegoś, czego nigdy nie otrzymaliśmy.
 
Ten tekst nie ma morału, wnioski wyciągnijcie sobie sami. To dla mnie jeden z najtrudniejszych życiowych tematów, a przecież nie jestem już dawno dzieckiem, nie jestem samotna i mam swoją rodzinę.

Wiem jedno, do łez radości i wzruszenia doprowadza mnie to, że mój syn ma wspaniałego ojca i że może mówić takie zdania, jak to przytoczone na wstępie.